1.04.2013

Trojaczki... :)

Polowałam, polowałam aż w końcu udało się wylicytować...
Wprawdzie myślałam, że mniej będzie z nimi roboty, ale okazuje się, że zdjęcia nie oddawały rzeczywistości i jak to z trojaczkami - narobiłam się nieziemsko... Przyjechały niby w kolorze białym, ale była to pożółkła biel i do tego pomalowana w wyjątkowo paskudny sposób, grubymi nierównymi warstwami, tak więc wszystko należało zeszlifować (i to kosztowało mnie 5h intensywnej pracy, która zakończyła się zapaleniem mięśnia barkowego) i pomalować na nowo, całkiem suchym pędzlem... Taki jest efekt:

Najmniejszy w rodzinie :)



Średniaczek:




Starszak :)



I wszystkie trojaczki w komplecie:



Tu migawki ze stanu prac podczas szlifowania, wraz ze wszystkimi narzędziami zbrodni:


Było intensywnie, pracowicie, pyłowo, w pocie czoła... ale efekt bardzo mnie zadowala i jak się okazało... wywołuje ochy i achy odwiedzający moją rozjaśniającą się stopniowo, ciepłą przystań...
Uff, jeśli dobrnęliście do końca przez nadmierną ilość zdjęć, jestem z Was dumna :)

Buziaki!